sobota, 5 grudnia 2015

I stało się światło...

...czyli temat oświetlenia, ale nie tylko.

Melduję posłusznie, że w ostatnich dniach wykonałam z powodzeniem 3 ślubne projekty. YEAH!!!

Dziś natomiast udało mi się złamać ostatnią igłę i stracić z osiem tysięcy razy cierpliwość, dlaczego? - próbowałam zmajstrować coś igłą "zastępczą", ale nic nie szło po mojej myśli. Suma sumarum więcej było prucia niż samego szycia.

Apogeum zniechęcenia osiągnęłam jakoś przed południem, kiedy to po wykonaniu kolczyków okazało się, że w jednym jest 12 koralików, a w drugim 13. Bagatela - jeden koralik...a robi kolosalną różnicę (wiem, że DOSKONALE wiecie o czym mówię). Liczyłam 3 razy. Jakoś nie chciało wyjść inaczej. Potem znowu liczyłam - na to, że gapiąc się na oba kolczyki uda mi się siłą umysłu sprawić, że ten 13 koralik po prostu zniknie. Prawie się udało...

Siedząc tak z witkami u samej ziemi i z czołem opartym o blat kuchenny, z burczącym brzuchem i fryzurą, która mogłaby stać się żywą reklamą hasła ARTYSTYCZNY NIEŁAD, zaczęłam zastanawiać się WHYYY?? Why me? Po kiego wstawałam tak wcześnie, skoro jedyne co mi wyszło, to JA SAMA Z SIEBIE? Nie raz.

Po jakimś czasie użalania się nad sobą poczułam delikatne kłucie na czole. Zmuszona tym nieprzyjemnym uczuciem, odkleiłam czoło od blatu, po czym zaczęłam się sypać. A może były to te koraliki, które przykleiły się do czoła?

Oczywiście, by było jeszcze ciekawiej, w tym momencie do kuchni wszedł mój luby, który na widok mojej "sypiące się" osoby rzucił mi pełne politowania spojrzenie (wiecie takie niby z uśmiechem, ale w sumie to nie wiadomo do końca) i powiedział tylko:"Bejbi, tak właśnie wygląda proces twórczy."

Ech...

Docierało to do mnie powoli. Jakby w zwolnionym tempie...
W pierwszej chwili miałam niepohamowaną ochotę mu coś "grzecznie" odpowiedzieć, ale po dwóch głębszych (oddechach oczywiście) wreszcie do mnie doszło. Miał rację.
No oczywiście, że mu tego nie powiedziałam!

Aczkolwiek, kiedy opadły już ze mnie wszystkie koraliki i emocje, nagle nad głową zapaliła mi się żaróweczka. Pomyślałam sobie: "Spokojnie kobieto - nic na siłę" i korzystając z chwilowego "otępienia twórczego" postanowiłam poszperać w necie w poszukiwaniu czegoś, co mnie wesprze duchowo.

I tutaj zagadka - z czym może się facetowi kojarzyć filmik-tutorial na kolczyki beadingowe?
Nie wiecie?

Odpowiedż: Z filmem porno.
Nie. Nie wiem dlaczego akurat z porno (ponoć zbliżenia na palce były mylące...palce??)
Zaspokoję waszą ciekawość i wrzucę OWY filmik tutaj

                                     


Następnie pojawiła się myśl o tym, by pójść o krok dalej i poszukać czegoś nie tyle inspirującego, co praktycznego. Wiadomo - mając do czynienia z drobizną typu TOHO 15o, jesteśmy skazane na pracę w pełnym skupieniu, ale dlaczego z tego powodu mają cierpieć nasze oczy (o nerwach nie wspominając)? 


Ja dodatkowo pracuję w kuchni, w której nie ma okna (sztuczne, słabe oświetlenie). W moim wypadku najlepiej byłoby oczywiście zmienić całkowicie otoczenie (na większe, lepiej oświetlone mieszkanie), ale póki pracuję tutaj, chcę by moja praca była jak najbardziej produktywna.

Zaczęłam rozglądać się za lampką z lupą - taką biurkową, nie dużą, z mocowaniema i możliwością zmiany kąta nachylenia. Moim faworytem okazała się być lampa firmy KEMOT z powiększeniem 5D oraz oświetleniem 80LED,



której szczegółową recenzję znajdziecie tutaj: KEMOT NERO300 recenzja

Macie podobną? Używacie? Zdaje egzamin? Proszę o podpowiedzi w tym temacie.

Tymczasem wracam do kuchni. Nie, nie będę szyć. Zaszaleję i zrobię obiad ;)

1 komentarz:

  1. To świetny zakup. Swoją lampę prezentowałam tu: http://koralikibetki.blogspot.com/search/label/lampa%20z%20lupą Jestem nią zachwycona i nie wyobrażam już sobie pracy bez niej. Powiększa 2,5 raza i to mi w zupełności wystarcza. Niestety nie jest dostępna od dłuższego czasu. Muszę koniecznie polecić tę Twoją znajomej, która za lampką z lupą się rozgląda.

    OdpowiedzUsuń