sobota, 11 października 2014

List w butelce / A letter in a bottle

Zauważyliście, że najpiękniejsze chwile przeżywamy wtedy, gdy uda nam się wyłączyć analityczne myślenie, chłodną kalkulację i gdy przestajemy gonić za tym, by mieć jeszcze więcej i lepiej?
Ile razy zdarzyło Wam się być "tu i teraz"? Być naprawdę, widzieć naprawdę, słyszeć naprawdę i naprawdę czuć...

Did you notice that the best moments in our lifes happen when we switch off our analytical thinking and do not longer care about how to achieve more and more? How many times were you just "here and now"? really be, really see, really hear and to really feel...

Przypomniało mi się (chyba za sprawą tego posta o dziupli) jak któregoś dnia wybraliśmy się z chłopakiem nad rzekę. Był to dla nas wyjątkowy dzień. Wznieśliśmy toast czerwonym winem i po chwili rozmowy przyszedł nam do głowy pewien pomysł. Postanowiliśmy wysłać list. Spisaliśmy na kartce wszystko to, co uważaliśmy za ważne dla nas, zaznaczając na końcu, by osoba która odnajdzie list dopisała coś od siebie i posłała dalej. Był to swego rodzaju list do świata, gdyż nie mieliśmy pojęcia do kogo dokładnie trafi. Zamknęliśmy list w butelce po winie i wrzuciliśmy do rzeki (wszystkie osoby stojące na straży ochrony przyrody uspokajam, że był to jednorazowy wyczyn i jesteśmy przykładnymi obywatelami dbającymi o środowisko ;p).

I just remembered me and my boyfriend having a picnic by the river. After drinking the wine and a little conversation we decided to send a letter. We didn't know and actually didn;t care who the addressee shall be. We wrote the most important things on the piece of paper adding a note to anyone who finds the letter to add something important for him and pass the letter forward, Then we rolled it, put it in the wine bottle and threw it to the river. 


Ciekawi mnie co byście dodali od siebie, gdyby zdarzyło Wam się trafić na nasz list...
(byłoby fajnie jakbyście dopisali to w komentarzu).

I wonder what would you add on it, if you ever found the letter ;)

***
Myślę
że jestem
czasem zdaje mi się tylko
są chwile gdy wiem to na pewno
najbardziej jednak lubię
gdy nic już nie wiem
wtedy czuję

Robię pierwszy krok
i upadam gdy znów próbuję zrozumieć

13 komentarzy:

  1. ... i znów wstaję
    gdy przestaje wiedzieć
    biagnę i cofam się
    zawsze troche do tyłu
    myślę że jestem
    najbardziej kiedy mnie nie ma


    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ah a tak "tu i teraz" zdarza mi się co jakiś czas, zawsze nagle, to takie uderzenie jakby człowiek otrzeźwiał z jakiegoś zawieszenia :) słyszy nagle wszytskie dźwięki widzi wszystkie kolory

      Usuń
    2. mru mru to Twoje? Wydaje mi się, że to znam...strasznie mi się podoba :) W butelce napisaliśmy oczywiście coś innego - było tego około 10 zdań w punktach. Ale te ostatnie słowa w poście oddają to, co najważniejsze - by nie starać się zrozumieć, tylko być :) Cieszę się, że wpadłaś. Twoje wiersze są piękne. Na pewno będę zaglądać do Ciebie częściej. Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. dziękuje za miłe słowa :) zawsze to co nie moje ubieram w cudzysłów ;)
      mnie również dobrze u Ciebie :)

      Usuń
  2. Z tym "tu i teraz" najczęściej mam tak, że jak otwieram oczy i wracam do rzeczywistości, to przeżywam pewnego rodzaju rozczarowanie. Wszystko robi się takie jakieś mniej wyraźne i jakby gdzieś poza mną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapracowana młoda mama...i gdzie tu mieć czas dla siebie, na "wyłączenie". Rozumiem, że czasem ciężko jest pomyśleć o sobie, gdy na głowie ma się obowiązki związane z wychowaniem małego dziecka. Może warto w takim wypadku odnaleźć radość w codzienności. Ja na przykład odlatuję w kosmos jak słyszę szczery, niczym nie zmącony śmiech dziecka, albo jak biorę łyk gorącej kawy z mlekiem..."zwykłe" rzeczy potrafią być niezwykłe.

      Usuń
  3. Czytam post i komentarze. Dumam i ciężko mi ubrać w słowa to o czym myślę. ............. no ale skutek tego taki, że zatrzymałam się na chwilę w swojej gonitwie. Cofnęłam się myślami 20 lat do tyłu. Co było wtedy dla mnie ważne, a co teraz? Czy list napisany dzisiaj różniłby się od listu sprzed dwóch dekad? Życie przejechało po mnie jak tarka po czekoladzie i ciężko mi łapać takie chwile. Jednak nadal się staram.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znałam tego określenia z czekoladą i tarką. Czyli wygląda na to, że jesteś czekoladową posypką?? :p uważaj, bo jeszcze znajdzie się jakieś ciacho, co będzie cię chciało wykorzystać :p Fajnie, że się zatrzymałaś choć na chwilę. Takie podsumowania od czasu do czasu nakreślają nam, co już osiągneliśmy, w jakim punkcie życia się znajdujemy, czy aby nie powinniśmy pójść inną drogą...wiadomo każdy ma inne priorytety i cele...z czasem też te cele się zmieniają, najważniejsze chyba by je w ogóle mieć ;) Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Tarkę i czekoladę sama wymyśliłam:) , ciacho by się przydało, ....Cieszę się, że udało mi się przekazać, co akurat w duszy mi zagrało. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zdolna bestia z Ciebie! A ciacho się zjawi w najmniej oczekiwanym momencie (prawdopodobnie jak akurat będziesz na diecie...;p) Tymczasem nie czekaj na ciacho dalej rób swoje, bo świetnie ci to wychodzi! Dzięki, że wpadłaś i podzieliłaś się tymi paroma słowami. Ściskam :)

      Usuń
  5. "Tu i teraz" byłam cały wczorajszy dzień, bo zrobiliśmy sobie wycieczkę do Sandomierza :) i jeszcze pół dnia dzisiejszego - też drobny wypad, ale już po bliższej okolicy. Jeszcze rok czy dwa lata temu każda taka wycieczka ładowała mi baterie na długi czas, a teraz, kiedy wracam, to czuję po prostu... powrót do rzeczywistości. Chyba gdzieś zgubiłam "to coś", ale mam nadzieję, że wróci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe skąd ja to znam...czasem jesteśmy w jakimś cudnym miejscu i zamiast cieszyć się chwilą już myślimy o tym, że po powrocie czeka nas spotkanie z szarą rzeczywistością. Być może właśnie dlatego 99% osób nie lubi niedziel, bo już wtedy myślą o poniedziałku. A przecież wystarczyłoby zmienić nastawienie. Pamiętam, że któregoś razu około maja obiecałam sobie, że przeżyję najlepsze wakacje swojego życia. Nie miałam żadnych konkretnych planów, po prostu podjęłam decyzję, że tak będzie i wiesz co?...tak właśnie było. Nie myślałam o tym w trakcie, tylko byłam TU i TERAZ. Kiedy zaczął się wrzesień i przypomniałam sobie o swoim postanowieniu doszłam do wniosku, że udało mi się je spełnić w 100% :):):) Bywają dni, ze mam doła jak stąd do końca świata, ale wiem, że mój humor to nie wynik pechowych zbiegów okoliczności, ale mojego nastawienia. To czy coś jest wspaniałe czy do bani, to tylko i wyłącznie moja opinia, nastawienie. Myślę sobie, że codziennie wieczorem, podobnie jak nastawiamy (przez większość znienawidzone) budziki, powinniśmy sami siebie nastawić na DZIEŃ DOBRY. I z takim nastawieniem iść spać. I zobaczyć co się stanie ;p No bo co nam szkodzi ;)

      Usuń
    2. Sto procent racji - nic dodać, nic ująć :) Będę próbować :)

      Usuń